Jechałam do babci. Razem z bratem
czekaliśmy na autobus. Był mroźny dzień, a my przyjechaliśmy za wcześnie więc
trochę marzliśmy. Kiedy po piętnastominutowym spóźnieniu wreszcie wsiedliśmy
okazało się, że wszystko było zapchane.
Spotkałam
fajnego chłopaka. Jechałam z nim w autobusie. Był straszny tłok i niestety nie
mogłam usiąść z Jaśkiem obok siebie. Więc ja zajęłam miejsce zewnętrzne po
prawej koło jakiegoś mruka, a Janek po zewnętrznej z lewej tak, że oddzielało
nas tylko przejście. Przez jakieś 20 minut jazdy nie robiliśmy nic
konstruktywnego poza nabijaniem się z podróżujących i ich śmiesznych zachowań.
Mruk obok mnie odebrał kilka telefonów, coś tam gadał ożywiony, a po
zakończonej rozmowie stawał się odpychająco milczący. Z Jankiem zaczęliśmy grać
w państwa-miasta. Oczywiście nie odbyło się bez fazy. Pojawił się Rysio z
'Klanu', dupa i kupa. Oczywiście była wielka polewka. Potem zaczęłam sobie
rysować coś w zeszycie, a Jasiek włożył słuchawki do uszu i kontakt z nim się
urwał.
Po 30 minutach kierowca zarządził postój na ubikację. Jasiek oczywiści
nie, że nie chce mu się, więc okej. Ja poszłam. Kiedy wróciłam zapytałam go
jeszcze raz czy mu się nie chce, bo potem nie będzie możliwości ponownie się
zatrzymać. On szedł w zaparte. Usiadłam na swoim miejscu i wtedy mruk po raz
pierwszy odezwał się do mnie. Powiedział, że faktycznie tylko raz się
zatrzymuje i to nie zawsze. Zdziwiona odpowiedziałam, że racja, dlatego
skorzystałam i przy okazji odetchnęłam świeżym powietrzem. I tak się zaczęła
rozmowa. Dowiedziałam się, że ma na imię Leszek i że ma dwadzieścia lat.
Studiuje na AGH-u w Krakowie, ale mieszka w Lesku, niedaleko mojej babci. Ma
dwójkę starszych braci i ukochanego bratanka. Jako jedyny facet myśli o
założeniu rodziny i posiadaniu dzieci. Zapytał się mnie czy studiuję czy może
jeszcze się uczę. Odpowiedziałam mu pytaniem na ile lat wg niego wyglądam.
Stawiał na gimnazjum. Ja oczywiście w śmiech. Odpowiedziałam, że za rok piszę
maturę. Trochę się zmieszał, ale uspokoiłam go, że jestem przyzwyczajona.
Zapytał czy uczę się w liceum profilowanym czy w ogólniaku. Odpowiedziałam, że
to drugie. Zdziwił się, że nie chodzę do plastyka. Popatrzyłam się pytająco.
Powiedział, że przypatrywał mi się jak rysuję.
No i oczywiście rozmowa toczyła
się przez jakieś 1,5 godziny. Ale nie była w stylu testu na ulubiony kolor,
muzykę czy filmy. Rozmowa się kleiła. Nie było niezręcznego milczenia. Trochę
się wstydziłam, bo opanował mnie słowotok, ale powiedział, że wcale go nie mam.
Opowiadaliśmy sobie o naszych rodzinach i śmiesznych sytuacjach z dzieciństwa.
Potem przeszło na trochę, ale odrobinkę, intymniejsze tematy. Zapytał o mój
stosunek do różnych typów ludzi, związków i zachowań. O zawieranie
przedwczesnych małżeństw i wpadkach. O stabilizowaniu się. W większości
przypadków zgadzaliśmy się ze sobą. Oczywiście nie to, żeby był ideałem. Jest
za PiS. Lubi cycate blondynki. Ale pod koniec rozmowy powiedział, że wydaję się
być miła. Stwierdził, że dokładnie nie może powiedzieć, bo zbyt krótko
gadaliśmy, ale na tyle ile miał na próbę to możliwe, że tak jest. Kiedy
wysiadałam powiedział, że miło było porozmawiać i pożegnał się słowami:
'Możliwe, że do zobaczenia'. Uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech i
odpowiedziałam, że mnie również było miło. A na tekst 'możliwe, że do
zobaczenia' odpowiedziałam: 'Może...'. Gdy wysiadałam, spojrzałam w okno, gdzie
siedział. Przypatrywał mi się. Uśmiechnęłam się i pomachałam mu. Odmachał i
również się uśmiechnął. Potem odjechał.
Zawładną
moimi myślami na cały dzień i całą noc. Rozmyślałam. Zastanawiałam się czy
przypadkiem nie przesadzam. Rozmowa się kleiła, po raz pierwszy nie mówiłam o
pierdołach. Patrzył w moje oczy z zainteresowaniem, ale ja nie entuzjazmowałam
się zbytnio. Bo po co. Kolejne rozczarowanie?
Zwiększenie dystansu o kolejne miesiące zamknięcia się w sobie?
Odpychania ludzi, którzy chcą się do mnie zbliżyć? Kolejne ciche dni,
wewnętrzne dywagacje na temat ‘co by było gdyby…’? Nie. Nie mam już na to siły.
Wyzuta z inspiracji, pomysłu na życie i ze sposobów jak radzić sobie z kolejnymi
rozczarowaniami. Ciążące na duszy poczucie samotności, a w umyśle krążące
nerwowo zapewnienie, że chcę być singlem, bo tak będzie lepiej. Że da mi to
więcej komfortu psychicznego. Że to jest lepsze dla mnie. Że nie umiem kochać.
Umiem tylko ranić. Spotkany chłopak łamał moje przyzwyczajenia, mój status
samotnej. Ale to było jednorazowe spotkanie. Wrócę do nałogu samotności i
odpychania ludzi. I nie nauczę się być otwartą. Najbardziej utkwiły mi w
pamięci jego karmelowe oczy. Zmieniające się pod wpływem uczuć. Figlarne, gdy
był wesoły, bystre, gdy mnie słuchał, błyszczały, gdy opowiadał o rodzinie i
swoich zainteresowaniach. Lub gdy opowiadał o swoich poglądach. A w głowie
krąży mi jedno zasadnicze pytanie: CZY KTOŚ POKOCHA GRUBASKĘ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz